Radziwiłówka w Kowarach

Spędzając wakacje w okolicach Karpacza, postanowiłam zwiedzić Wzgórze w Kowarach o wdzięcznej nazwie Radziwiłówka. Wzniesienie ma niewiele ponad 450 m n.p.m i jest położone ponad folwarkiem Pałacu Ciszyca w Kowarach. Radziwiłłówka to ruiny zamku myśliwskiego z 1790r. wybudowanego przez hrabiego Carla Georga von Hoyma (tego samego, który był inicjatorem powstania kopalni w Rybniku-Niewiadomiu w woj. śląskim. Przez wiele lat zakład funkcjonował jako Kopalnia „Hoym”. Obecnie to Zabytkowa Kopalnia „Ignacy”). Jednak nazwa wzgórza w Kowarach wzięła się stąd, że kolejnym właścicielem był Henryk Radziwiłł.

Na wzgórzu pozostała jaskinia kontemplacyjna oraz dawny punkt  widokowy. Podobno było to miejsce romantycznych  schadzek księcia pruskiego Wilhelma I z Eliza Radziwiłłówną.

Kiedy dotarłam na miejsce było już grubo po 18:00 i zaczął padać deszcz. Niesprzyjająca aura i owszem uruchomiła u mnie potok niecenzuralnych słów, ale nie zmniejszyła  uroku tego miejsca. Miejsca, w którym natura przepięknie zespoliła się z historią. Wyrastające w pęknięciach murów drzewa, doskonale obrazowały nostalgię po minionej epoce. Zważywszy na kolczastą i nieprzyjazną często florę, przez którą musiałam się ku rozpaczy mojego czworonożnego towarzysza wypraw przebić, w dodatku bez maczety – wnioskuję że Radziwiłówka nie jest często odwiedzana przez turystów. O jakichkolwiek służbach zajmujących się renowacją i ratowaniem zabytków nie wspomnę.

Za to na miejscu zauważyłam ślady bytności lokalnego elementu jak sądzę, między innymi w postaci puszek po Żubrach. Udając, że tego nie zauważam, ponapawałam się atmosferą tego niezwykłego miejsca. Wykonałam szereg mniej i bardziej udanych zdjęć pod tytułem pies na murku, pod murkiem, przodem, tyłem i z boku.

Z powodu pewnych problemów z orientacją i rozpoznaniem kierunków powrót do samochodu trwał około dwóch godzin. Słuchając GPSa, który nakazał mi skręcić w lewo i iść „tą drogą” , skręciłam w prawo. Przedzierając się przez krzewy wszelakie i ślizgając na liściach zastanawiałam się, czy z takim samym „wdziękiem”  Eliza przed laty wracała z randek… Drogę pod wzgórzem owszem znałam, samochodu jednak już nie…

Chwilę mi zajęło, żeby się domyślić, że zeszłam w drugą stronę wzgórza. Zamiast auta było jeziorko, przez moment nawet w przypływie rozpaczy chciałam się do niego rzucić. W okolicy żywego ducha.

Z opresji uratował mnie pan na traktorze. Patrzył na mnie jak na debila, kiedy tłumaczyłam dlaczego mój rasowy pies wygląda jak osiem nieszczęść.  W końcu gospodarz kazał mi się na ten traktor władować, razem z psem. Jako samotna i niezależna kobieta poinformowałam mojego wybawiciela, że jeżeli ma mnie zamiar zabić i zgwałcić, to musi mieć świadomość, że znam kilka sztuk walki. Oburzył się i powiedział że nie ma zamiaru mnie mordować i gwałcić  a już na pewno nie w tej kolejności…

W drodze do Kowarow, gdzie zostawiłam samochód, dowiedziałam się jakimi ludźmi byli dawni państwo z pałacu Ciszyca, jak musieli po wojnie uciekać i jak cały folwark przerobiono na PGR. Jak ojcu mojego pana traktorzysty te czerwone sku…ny zabrali ziemię, jak zza Buga do PGRu dojarki przyjechały, a jedna z nich taka ładna, że dziś jest żoną Pana traktorzysty. Jak dzieci ich rodzone do miast pouciekały i nie ma komu gospodarki zostawić. Zapoznałam się też z mniej znaną historią ruin Radziwiłówki, w której zaraz po wojnie miejscowi chowali zapasy bimbru…

I tak sobie pomyślałam, elegancko siedząc na traktorze, że na lepszego przewodnika trafić nie mogłam.

P. S. Pies przez kolejny tydzień odmówił wychodzenia ze mną gdziekolwiek…

Autor: Katarzyna Piekorz